środa, 23 listopada 2016

0.Tego dnia rozmowę naszą przerwał ktoś.

Właśnie skończyliśmy pokaz dla Dolce&Gabbana. Projektanci wyszli na scenę, by podziękować gościom za przyjście i odebrać kwiaty od jednej z byłej Miss Ameryki. Było tu pełno ludzi. Fotografowie, media, gwiazdy muzyki pop i aktorzy. Kątem oka widziałam jak Beyonce i Jay-z rozmawiają z Anna Wintour, taką zołzą a zarazem królową mody. Taaa jasne... Potem garderoba, przebranie się w swoje ubrania i od razu marsz do samochodu. Przejeżdżając przez ulice Los Angeles, włączyłam sobie muzykę i przyglądałam się tym wszystkim ludziom. Byłam taka jak oni, a jednak miałam więcej. Może to szczęście, może ciężka praca. Ale nie żałowałam każdej sekundy walki o marzenia. Odkąd pamiętam chciałam być modelką. Już jako dziewczynka ubierałam się w najróżniejsze sukienki, a później je szyłam. Uczyłam się chodzić jak topowa modelka i codziennie gapiłam się w plakat Cindy Crawford na okładce Vogue. A dziś? To ja mijam ją na wybiegach, rozmawiam z nią, a sama pozuję dla Vogue. Życie potrafi dać nam wiele niespodzianek. W drodze do Long Beach uwielbiałam się zatrzymywać na plaży. Akurat zachodziło słońce. Kochałam ten widok, gdy jasne i ciepłe promienie zanurzało się w oceanie i znikało, aż do następnego ranka. Usiadłam na piasku, na niewielkiej skałce i wpatrywałam się w widok, którym cieszyli się mieszkańcy Kalifornii. Urodziłam się i wychowałam tutaj. To było moje miejsce na ziemi. Jako jedyna córka archeologów, wychowywali mnie dziadkowie, aby matka z ojcem mogli jeździć po świecie i rozwijać swoje pasję, która później przejęła ich całe życie. Wybrali milionowe odkrycia niż swoją własną córkę. Cóż... Takie życie. Teraz nawet nie wiem, gdzie są. Matkę widziałam ostatni raz siedem lat temu na pogrzebie dziadka, ojciec nie raczył przyjechać. Zapytała co tam u mnie, a potem odjechała. Czyli jak zawsze. Ahh.. Koniec czas wstać i jechać do domu. Wstałam ze skałki, ale poczułam jak ziemia osuwa mi się pod nogami, a ja mimo próby zrobienia kroku, spadam w dół.
 - Chwyć moją dłoń! - usłyszałam przed sobą. Był to męski głos, słyszałam w nim akcent, podobny jaki używała Tani, gdy się denerwowała. Hiszpan,Włoch? Chwyciłam jego rękę, ale jedynie pociągnęłam chłopaka za sobą i tak oboje zlecieliśmy na dół. Gdy zdążyłam się otrząsnąć ujrzałam jego twarz, która leżała wprost nade mną. To było dziwne... Ale mniej dziwne niż to jak się w niego wpatrywałam. Miał czekoladowe oczy, ciemne i pełne jak cholera. Wąskie usta i brązowe włosy. Chłopak się uśmiechnął. I w tym momencie mogłabym zabić za ten uśmiech. Wstał, a następnie pomógł mi. 
 - Mam nadzieję, że nic ci nie jest. - powiedział. 
 - Nic. - otrzepałam się. - Dzięki za pomoc. - zaśmiałam się.
- Jasne, to moja specjalność. - uśmiechnął się znowu, a ja spojrzałam na niego. - Ratowanie spadających dziewczyn. - dodał, a ja pokiwałam głową. Był przystojny, i to jak nie wiem. Naprawdę, nigdy nie widziałam nikogo, kto by się z nim równał.
- Wiesz chętnie bym z Tobą...- zaczął mówić, ale moja komórka w tym momencie zaczęła dzwonić. Cholera!
 - Przepraszam, sekunda. - skrzywiłam się, sięgając do kieszeni po komórkę. Promienie zachodzącego słońca świeciły mi na komórkę, więc musiałam się odwrócić mimo, że nie chciałam stracić go z oczu.
Tanja jak zwykle znalazła idealny moment, by zadzwonić. Chcąc nie chcąc musiałam odebrać.
 - Słucham? -  zapytałam.
 - W poniedziałek lecimy do Hiszpanii!!! - pisnęła. 
 - Okey... - syknęłam. - Ale... Zaraz, że co? - zdziwiłam się. 
- Czekam w domu, to ci opowiem. Szybko!! - rozłączyła się. Czyżby czekała mnie nowa kampania reklamowa, albo jakiś pokaz? 
 - Mówiłeś... - odwróciłam się do chłopaka, ale jego już nie było. Zniknął. Nie czułam nawet, jego perfum, które przez chwile unosiły się w powietrzu. Nie widziałam już tego uśmiechu, ani nawet tych oczu, przez które moje ciało przechodziły dreszcze. Nie było nic. Tylko pusta plaża i szum fal.